poniedziałek, 8 grudnia 2014

żel peelingujący yves rocher


Najczęściej peeling do ciała robię sama, drobinki kawy i olej kokosowy uwielbiają się z moją skórą. Od czasu do czasu nachodzi mnie jednak ochota na wypróbowanie czegoś nowego, tak jak w tym przypadku. Jeżynowy żel pod prysznic zawiera w sobie ziarenka kiwi, wyciąg z jeżyn i puder morelowy. Zawiera ponad 98% składników naturalnych w tym bazę myjącą pochodzenia naturalnego.
 

W opakowaniu produkt zdaje się mieć żelową, ale płynną konsystencję. Po nałożeniu na skórę okazuje się być bardzo gęsty. Jego zapach jest intensywny, słodki, apetyczny. Wąchając go bezpośrednio z opakowania delikatnie czuję sztuczną jeżynę, ale podczas aplikacji zapach wydaje się naturalny.


Jeżeli chodzi o efekt wygładzenia skóry i pozbycia się martwego naskórka to powiem tak: to nie jest peeling tylko żel do mycia z z drobinkami (jak sama nazwa wskazuje), więc nie łudźmy się, że to zastąpi nam zwykły peeling. To podrasowany żel pod prysznic, którego właściwości zapachowe i wizualne uprzyjemniają nam codzienne mycie. Granulki mile przemieszczają się po naszej skórze zostawiając ją gładszą i przyjemniejszą w dotyku. Ten produkt zdecydowanie przypadł mi do gustu. Będę łapać go w promocji, bo cena ok. 16 zł za 200ml żelu pod prysznic to trochę sporo.
Marzy mi się taki produkt w wersji kakaowej z kawałkami czekolady :)))

środa, 26 listopada 2014

pustaki


1. Szampon John Frieda Luxurious Volume- pisałam o nim tu KLIK.  Trochę za nim tęsknię... za jego działaniem i zapachem.

2. Vichy Normaderm 3w1- produkt łączący w sobie działanie peelingu, żelu do mycia i maseczki do twarzy. Zawiera w sobie zieloną glinkę co w połączeniu ze złuszczającym granulkami dawało dobre oczyszczenie. Produkt bardzo wydajny, byłam z niego zadowolona.

3. Woda termalna Uriage- to jedyna woda termalna, która wprowadziła jakiekolwiek zmiany na mojej twarzy. Mianowicie dzięki niej pozbyłam się suchych skórek, które męczyły mnie od lat. Jestem jej za to wdzięczna i deklaruję wierność.

4. Oriflame Foot Care złuszczający i łagodzący peeling do stóp- produkt jak najbardziej przyjemny w użyciu. Ma ładny zapach brzoskwini połączonej z mentolem (?), granulki są ostre i ładnie ścierają martwy naskórek. Lubiłam jego konsystencję- ani gęsta, ani rzadka.

5. Płyn micelarny BeBeauty- słynny biedronkowy hit, który i u mnie się sprawdził. Skończyłam właśnie kolejne (setne?) opakowanie i będę wracać do niego w przyszłości. Nie podrażnia moich oczu, jest wydajny, tani, dobrze zmywa mój codzienny makijaż. Czego chcieć więcej?

Znacie te produkty?
M.

sobota, 22 listopada 2014

zakupy- minti shop


Minęły wszystkie przeprowadzki, magisterki i inne wakacje. Wracam po długiej przerwie do regularnego blogowania przedstawiając Wam moje ostatnie nowości. Zakupy w sklepie internetowym Minti Shop chodziły mi po głowie już od długiego czasu. 


Głównym powodem, dla którego zrobiłam zakupy były pędzle do makijażu. Przez długi czas skłaniałam się ku popularnym Real Techniques, ale wtedy natrafiłam na recenzję pędzli Zoeva. 


Zdecydowałam się na zestaw Zoeva Rose Golden Luxury Set w pięknym etui. Testy odbywają się bardzo przyjemnie i jestem zadowolona z wyboru. Pozostałe produkty zostały dorzucone do koszyka z bliżej nieokreślonych powodów.


Real Techniques Miracle Sponge- próbuję się przekonać do nakładania podkładu gąbką, ale średnio to widzę. Macadamia Healing Oil Treatment- przyda się przy zapuszczaniu włosów, szampon w kostce Bomb Cosmetics- od pewnego czasu szampony w kostce to moja ulubiona rzecz. 


Maska do włosów Kallos Chocolate- jestem ciekawa zapachu i działania tej maski, nie mogę się doczekać! Kupiłam również dwa woski z Yankee Candle- "winter is coming" i wszystko jasne. Do brwi wybrałam sobie pisak do brwi z Makeup Revolution Brow Dual- ciekawa rzecz, zobaczymy jak się sprawdzi przy dłuższym stosowaniu. Ostatnia zamówiona przeze mnie rzecz to kokosowy balsam do ust Eos.
Niektóre z tych produktów poczekają trochę na otwarcie, a inne są już w intensywnym użyciu.
Jeżeli chodzi o sklep Minti Shop- mogę dodać, że zakupy przebiegły szybko i sprawnie. Zamówienie złożyłam późnym wieczorem w środę (po 22:00), a już w piątek rano odwiedził mnie kurier.
Już zastanawiam się nad kolejnym zamówieniem.

Znacie te produkty, robiłyście zakupy w sklepie Minti Shop?
M.

piątek, 8 sierpnia 2014

krem na noc palmer's


Od ponad dwóch miesięcy  używam na noc kremu do twarzy Palmer's Cocoa Butter Formula Night Renewal Cream. Na opakowaniu możemy przeczytać, że krem jest przeznaczony dla skóry 25+, a jego zadaniem jest ujędrnić naszą twarz i działać przeciwzmarszczkowo.



 Słoiczek jest wygodny, ale ciężki. To mój pierwszy kosmetyk marki Palmer's i byłam bardzo ciekawa słynnego zapachu. Kiedy powąchałam produkt w opakowaniu wydał mi się przyjemny, ale podczas nakładania był okropny. Kakao było tak intensywne, że nie dało się wytrzymać. Kiedy już miałam użyć go po raz ostatni, zapach przestał mi przeszkadzać. Teraz czuję go tylko podczas aplikacji i wydaje się łagodny, znacznie przyjemniejszy. Później znika, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Dużym plusem kosmetyku jest stosunek jakości do ceny. Za 75 g dobrego produktu zapłaciłam ok. 35zł.


Konsystencja jest bardzo przyjemna i oryginalna. Krem zachowuje się jak treściwe masło do ciała i całkowicie się wchłania już po krótkim czasie. Zastyga w nieco dziwny matowo- nawilżający sposób. Jeżeli chodzi o jego działanie to mam mieszane uczucia. Skóra jest nawilżona, ale powiedziałabym że na "poziomie dziennym", nie nocnym. Moja cera nocą potrzebuje czegoś bardziej tłustego, innej konsystencji. Na zimę ten krem będzie dla mnie w sam raz, ale latem muszę wspomagać go maseczką nawilżającą lub serum. Jeżeli chodzi o działanie przeciwzmarszczkowe czy ujędrniające to niczego specjalnego nie zauważyłam, ale powodem tego może być mój wiek (24) i brak problemów w tej kwestii. Produkt nie zapycha, nie uczula i jest wydajny.


Podsumowując, jestem z kremu zadowolona. Jego nawilżenie u większości osób może być wystarczające, ja na obecną chwilę potrzebuję czegoś więcej- nadrabiam pielęgnacją dzienną. Zimą na pewno do niego wrócę.


Jestem bardzo ciekawa produktów do ciała tej marki. Miałyście okazję coś próbować?

piątek, 18 lipca 2014

idź do kina! zacznijmy od nowa




Zacznijmy, ale nie od nowa a od początku. Reżyserem filmu "Zacznijmy od nowa" jest Irlandczyk John Carney. Pochodzenie może nie mieć tu żadnego znaczenia, ale film nie jest "typowo amerykański". Obraz ciężko sklasyfikować, ani to komedia, ani dramat. Historia posiada kilka przewidywalnych momentów, ale zakończenie nie będzie dla widza pewne. Najbardziej amerykańskie w filmie są gwiazdy (również brytyjskie). 

http://www.whereiseduy.com/wp-content/uploads/2014/04/BEGIN-AGAIN-MOVIE-POSTER1-798x350.jpg

Urocza i śpiewająca (!) Keira Knightley i coraz starszy ( ;) ) Mark Ruffalo. Za nimi jest tło, bez którego film nie miałby tak bogatej treści: gwiazdor Adam Levine z Maroon 5, zabawny i coraz bardziej popularny James Corden oraz robiąca zawsze swoje Katherine Keener.
Film potrzebował chwili żeby się rozkręcić. Z początku Keira ze swoim melancholijnym (w złym znaczeniu) śpiewem, cienkim niczym sik pająka nie przypadła mi do gustu. Później oprawa muzyczna się trochę zmienia, do gry wchodzą w końcu zawodowcy (pierwszy tylko w życiu, drugi tylko w filmie), Levine jako Dave i zajmujący się od lat muzyką Dan- w tej roli Ruffalo.

 http://api.ning.com/files/2qI9QjpEOxzjovlWhTlcoMed-1gTpZG**bdvh01hOSLCFVaizXBH-EkkO3REYqBMw8NX8BqPEEnzEm1X-oT5j9KwX5RsghOn/x_tdy_beginagain_140328_4c9195b5138cf8e8f357b1695aefbfe1.jpg

 Film jest pełen pięknych momentów i urokliwych chwil. Każdemu z nas przypomni co w muzyce najbardziej lubimy, co należy w niej cenić. Film wyróżnia zmiana narracji i cofanie się w czasie. Poznajemy historie różnych ludzi, których łączy muzyka (of kors). Podejście do życia głównej bohaterki Grety jest jak z innej epoki. Nie pieniądze, nie sława i nie fajne ciuchy jej w głowie.
Nie myślcie, że film jest nudny! Pojawiają się problemy, zdrady, nałogi i kłótnie. Na kilka dni po seansie z filmem połączyło mi się jedno słowo- PRZYJEMNY. I to pod każdym względem. Przyjemny dla uszu, oczu i duszy :).


http://api.ning.com/files/2qI9QjpEOxxtqviG4fSfoLY19JZoi-qi36aCVfd-Wk7b6R325ytOeLHDSw219QXmSVgLa5zn0bB-AZCq0azAQQDNm*TJyt9O/tumblr_n3qapmbsnj1qjaa1to1_1280.jpg

Mój ulubiony kadr z filmu. Przypomniał mi jak mało istotne są często słowa, a jak bardzo ważne obrazy i dźwięki. Już zabieram się do zakupu rozdzielacza do słuchawek i idę z A. na spacer do parku. Tak, do parku... ruchliwa ulica czy to w USA czy w Polsce jest niebezpieczna z głośną muzyką na uszach :). 

Macie w planach filmowych tę pozycję?

M.

niedziela, 13 lipca 2014

dobry nawilżacz do ciała


Jestem posiadaczką bardzo suchej skóry, w niektórych miejscach bardzo, bardzo suchej (łuszczącej). Mimo, że gęste, treściwe masła to moi sprzymierzeńcy- nie przepadam za ich stosowanie latem. Od dawna szukałam czegoś lżejszego, czegoś co poradzi sobie z moją skórą. Podczas promocji w Super- Pharm (- 40% na całą linię Dermedic) znalazłam za ok. 24 zł Lotion do ciała Emolient Linum.


Opakowanie jest bardzo wygodne. Duża butla z grubego plastiku i małym otworem na górze (w razie problemów z wydobyciem można odkręcić nakrętkę).


Konsystencja produktu jest bardzo "mokra". Kiedy nałożymy go na suchą, naciągniętą skórę jest dla nas jak woda- przynosi miłe ukojenie. Dzięki temu jest wydajny, łatwo i szybko się rozprowadza na skórze oraz nie pozostawia tłustej powłoczki. Wchłania się całkowicie.


Zapach jest lekki, naturalny. W opakowaniu jest dość słodki i wyczuwalny, ale na skórze się neutralizuje. Powiedziałabym, że to zapach typowy dla aptecznych kosmetyków.



Najważniejsze dla mnie w tego typu kosmetykach jest długotrwałe działanie. Wiem, że balsam nie wyleczy mojej skóry i zawsze będę musiała ją ratować konkretnymi kosmetykami. Lotion Dermedic daje mi jednak coś, czego nie otrzymywałam od treściwych maseł do ciała. Stosuję go po każdym myciu, ale nawet najlepszym zdarza się zapomnieć. Nie pamiętam o jego każdorazowym aplikowaniu, ponieważ moja skóra jest nawilżona!




Skład dla zainteresowanych:




Po regularnym stosowaniu emulsji przez ok. 2 tygodnie i odstawieniu- skóra utrzymywała nawilżenie przez 3 dni. Jak dla mnie to ogromny sukces kosmetyku. Polecam osobom z problemami skóry, z nadmiernym przesuszeniem. Zauważyłam też, że łagodzi skórę po opalaniu :).

M.

sobota, 5 lipca 2014

pustaki


Spontaniczne zabranie tych śmieci do parku i robienie im zdjęć telefonem nie było najlepszym pomysłem, ale co tam. Zapraszam do mini- recenzji zużytych ostatnio produktów.

1. Krem do rąk Kamill- bardzo treściwy, bogaty krem. Gęsty i dobrze nawilżał (długotrwale)- fajny na zimę. Wystarczy cienka warstwa. Gdyby nie fakt iż muszę wypróbować wszystkie kosmetyki świata kupiłabym go ponownie. Kto wie, może jeszcze na siebie trafimy :) .

2. Chusteczka samoopalająca Dax Sun- kupiona została przy okazji większych zakupów. Zastosowałam ją na twarz, dekolt i ramiona. Nie pozostawiła smug, bo... nie było widać żadnego efektu! Zastanawiałam się czy wersja "jasna karnacja" mogła okazać się dla mnie za słaba, ale przecież jestem bladziochem. Po godzinie miały być efekty, a był tylko smrodek.

3. Lakier do paznokci Inglot nr 696- lakiery, które zużyłam do ostatniej kropli można policzyć na palcach jednej ręki. Ten miętowy kolega towarzyszył mi przez bardzo długi czas i był to chyba mój pierwszy produkt zakupiony w Inglocie. Lakiery tej firmy bardzo sobie cenię, a za tym konkretnym będę tęsknić. Bardzo ładnie krył, długo się trzymał i zbierał komplementy. Kto wie czy nie zawita ponownie w mojej kolekcji.

4. Odżywka do włosów Elseve Fibralogy- pisałam o niej już tu klik. Do tej pory nic się nie zmieniło w moich uczuciach do tego produktu. Mile wspominam jej działanie i przede wszystkim zapach! Może w najbliższym czasie kupię dla odmiany szampon lub maskę z tej serii?

5. Krem mocznikowy Pilarix- o nim pisałam tu klik- w sumie nie ma się co rozpisywać. Nowe opakowanie już jest w użyciu i nie wiem jak moje stopy bez niego mogły funkcjonować ;).


To moja skończona piątka, kolejna już się formuje.

Znacie zużyte przeze mnie kosmetyki?

M.

wtorek, 1 lipca 2014

skarpetki złuszczające holika holika baby silky foot



Nie mogłam się powstrzymać i musiałam spróbować magiczny produkt (dosłownie) Baby Silky Foot One Shot Peeling firmy Holika Holika. Z moimi stopami jest tak, że muszę o nie dbać by wyglądały ładnie; a ze mną jest tak, że jestem w kilku kwestiach leniwa i nie lubię chodzić do miejsc typu "salony piękności". Złuszczające skarpetki wydawały się więc idealnym produktem dla mnie!


Moje cud- skarpetki kupiłam na allegro za 37zł (z przesyłką). Przyszły do mnie po dwóch tygodniach i tak leżały w domu aż nabrałam odwagi by ich użyć. W końcu się do nich zabrałam.



Obsługa tego cudu jest banalnie prosta. Ubieramy foliowe skarpetki, wlewamy do nich zawartość saszetek i tuptamy w nich 1,5 godziny. Czujemy ładny, migdałowy zapach, lekki chłód. Bałam się tego produktu z powodu mojej wrażliwej i podatnej na alergie skóry. Jeżeli odczujemy jakiekolwiek pieczenie czy szczypanie musimy zdjąć skarpetki i zmyć produkt ze stóp.


Po niecałej godzinie zaczęłam czuć ciepło na wierzchu stopy. Trochę się tym zaniepokoiłam, dlatego po 10 minutach się poddałam i zdjęłam skarpetki. Byłam trochę zła na siebie i na produkt. Bałam się, że efektu nie będzie, ale wolałam nie ryzykować.



Przez następne dni nie używałam żadnych kosmetyków do stóp i czekałam. Minęły 3 dni- nic, 5 dni- dalej nic. Myślałam, że już nic się nie wydarzy i nagle po 7 dniach poczułam napiętą skórę stóp. Przypatrzyłam im się dokładnie i zauważyłam lekkie pęknięcia na skórze. Następnego dnia obudziłam się z pierwszymi odchodzącymi skórkami. Na początku efekt był widoczny na cienkiej skórze i stopniowo przechodził do bardziej problematycznych miejsc. Skóra schodziła mi przez kolejne 7 dni. W niektórych miejscach bardziej, w innych mniej. Był moment kiedy stopy wyglądały jak u zmieniającej skórę jaszczurki. Muszę przyznać, ze cudu nie było. Skarpetki nie poradziły sobie w 100% z nagniotkami, które mam dzięki stojącej pracy. Jestem jednak przekonana, że powodem tego jest krótszy czas trzymania produktu. Mimo wszystko jestem zadowolona. Minął miesiąc od zabiegu, a pięty i większa część stopy jest w bardzo dobrym stanie. Planuję powtórzyć zabieg za kilka miesięcy, niech nikomu nie przyjdzie do głowy zakładać tych skarpetek latem. Stopy jaszczurki nie nadają się do sandałków, a jeśli myślicie, że baleriny wszystko zakryją- jesteście w błędzie.
Głównymi składnikami tego produktu są kwasy: glikolowy, salicylowy i mlekowy.

Polecam ten produkt, ale używajcie go z rozwagą. Przeczytajcie instrukcję i przyglądajcie się reakcji Waszej skóry.

Złuszczałyście już w ten sposób swoje stopy?

wtorek, 27 maja 2014

oko w oko z tuszem maybelline big eyes mascara




 Na wstępie napiszę, że Big Eyes Mascara z Maybelline to jeden z lepszych tuszy do rzęs, z którym się spotkałam. Produkt ma dwie osobne szczoteczki, wyprofilowane specjalnie do górnych i dolnych rzęs.


 Jestem zwolenniczką sylikonowych, przypominających grzebyczek szczoteczek w tuszach. Big Eyes to jedyny wyjątek, w którym tak duża szczota mi nie przeszkadza. 






 Szczoteczka do górnych rzęs posiada masę małych włosków o różnej długości, które są uformowane w spiralę. To, co polubiłam w nim najbardziej to efekt podkręcenia rzęs utrzymujący się cały dzień. Mam dość ładne i długie rzęsy, ale bardzo proste. Większość tuszy, nawet przy pomocy zalotki podkręca je zaledwie na kilka godzin. Nad efektem oka da się z nim pracować, tusz może nadać naszym rzęsom zarówno dzienny jaki i wieczorowy wygląd. Przy drugiej warstwie trzeba jednak uważać by ich nie skleić.


 Szczoteczka dla dolnych rzęs nie pogrubia, ale ładnie rozdziela i wydłuża rzęsy. Lubię nią czasem przeczesać również górne rzęsy, bo zbiera nadmiar tuszu i ładnie rozczesuje. 



To już moje drugie opakowanie tego tuszu i pojawi się u mnie w przyszłości. Najlepiej sprawuje się tydzień- dwa po otwarciu. Staje się mniej wodnisty i lepiej pracuje z rzęsami. Dodatkowym atutem jest również jego trwałość. Poprzednie opakowanie używałam przez prawie pięć miesięcy! Nie osypuje się i nie rozmazuje w ciągu dnia... Uważam, że lepiej sprawdzi się na gęstych rzęsach, bo te rzadsze może posklejać.

A takie są efekty na moich oczach:









Kilka razy usłyszałam pytanie, czy mam doklejone kępki rzęs. Może to jej urok, a może to Maybelline ;)

 Znacie ten tusz Maybelline?
Lubicie?