Będąc w Anglii nie mogłam odpuścić sobie wizyty w Lush. Całe szczęście, że chodzenie po sklepach stanowiło tylko małą część wycieczki, a ja dokładnie zaplanowałam zakupy. To było moje pierwsze zetknięcie się z kosmetykami tej firmy, dlatego z łatwością wyszłam ze sklepu z jedną rzeczą. Na pierwszy raz chciałam wypróbować coś wyjątkowego i postawiłam na szampon w kostce Seanik.
Od razu zaznaczę, że szampon stał się moim ulubieńcem. Ocean zamknięty w ten małej kostce to majstersztyk! Seanik to mocno oczyszczający szampon ,który zawiera w sobie sól morską, wodorosty, mech irlandzki oraz inne dobroci. Należy go używać nie częściej niż raz w tygodniu ze względu na jego właściwości czyszczące. Moje włosy (ostatnio skłonne do przetłuszczania) reagują na niego świetnie. Po umyciu są świeże, sypkie, miękkie i błyszczące. Mimo, że po umyciu (jeszcze mokre) wydają się "skrzypiące"z czystości i spragnione odżywki to wcale im jej nie potrzeba. Bez problemu można je rozczesać i ułożyć.
Początkowo nie byłam przekonana do szamponów w kostce, ale szybko zmieniłam zdanie. Kostka jest poręczna, produkt ładnie się pieni i pięknie pachnie. Jak widać na zdjęciu szampon kupiłam w październiku i od tego czasu używam go regularnie. Zużycie nie jest duże. Poniżej widzicie pierwsze zdjęcie szamponu (prawa strona), które pochodzi z mojego Instagramu.
Jedyne wady jakie dostrzegam to dostępność, cena (ok. 35zł) i fakt, że kostka musi wyschnąć w bezpiecznym miejscu. W Lush są dostępne specjalne puszki na szampony w kostce, ale moim zdaniem przydadzą się tylko w podróży. W łazience polecam mydelniczkę, najlepiej z dziurkami.