Na wstępie napiszę, że Big Eyes Mascara z Maybelline to jeden z lepszych tuszy do rzęs, z którym się spotkałam. Produkt ma dwie osobne szczoteczki, wyprofilowane specjalnie do górnych i dolnych rzęs.
Jestem zwolenniczką sylikonowych, przypominających grzebyczek szczoteczek w tuszach. Big Eyes to jedyny wyjątek, w którym tak duża szczota mi nie przeszkadza.
Szczoteczka do górnych rzęs posiada masę małych włosków o różnej długości, które są uformowane w spiralę. To, co polubiłam w nim najbardziej to efekt podkręcenia rzęs utrzymujący się cały dzień. Mam dość ładne i długie rzęsy, ale bardzo proste. Większość tuszy, nawet przy pomocy zalotki podkręca je zaledwie na kilka godzin. Nad efektem oka da się z nim pracować, tusz może nadać naszym rzęsom zarówno dzienny jaki i wieczorowy wygląd. Przy drugiej warstwie trzeba jednak uważać by ich nie skleić.
Szczoteczka dla dolnych rzęs nie pogrubia, ale ładnie rozdziela i wydłuża rzęsy. Lubię nią czasem przeczesać również górne rzęsy, bo zbiera nadmiar tuszu i ładnie rozczesuje.
To już moje drugie opakowanie tego tuszu i pojawi się u mnie w przyszłości. Najlepiej sprawuje się tydzień- dwa po otwarciu. Staje się mniej wodnisty i lepiej pracuje z rzęsami. Dodatkowym atutem jest również jego trwałość. Poprzednie opakowanie używałam przez prawie pięć miesięcy! Nie osypuje się i nie rozmazuje w ciągu dnia... Uważam, że lepiej sprawdzi się na gęstych rzęsach, bo te rzadsze może posklejać.
A takie są efekty na moich oczach:
Kilka razy usłyszałam pytanie, czy mam doklejone kępki rzęs. Może to jej urok, a może to Maybelline ;)
Znacie ten tusz Maybelline?
Lubicie?